Dlaczego przez ostatnie 50 lat rynki niczego się nie nauczyły?
To ważne spostrzeżenie, gdyż przydatność rynków uzasadnia się tym, że umożliwiają społeczeństwu jak najbardziej efektywne wykorzystywanie kapitału. Teoretycznie, powinny informować, w co warto inwestować. Jeśli jakaś spółka sprzedała udziały warte 1 mld dol., a teraz jest warta tylko milion, to chyba lepiej nie dawać jej więcej pieniędzy, prawda?
Właściwie, to nawet fascynujące, że pomimo wszystkich innowacji, jakie pojawiły się od lat 60., rynki nie radzą sobie ani trochę lepiej z oceną spółek. Autorzy artykułu nie spekulują, dlaczego tak jest, jednak sądzę, ze rzecz ma związek z dwiema sprawami, a zarazem - moimi dwiema małymi obsesjami, którymi chciałbym się teraz podzielić.
Po pierwsze, co jeszcze się zmieniło od 1960 r.?
Firmy mają dziś dużo więcej ograniczeń, jeśli chodzi o udostępnianie informacji swym ulubionym inwestorom i analitykom. Istnieją dowody, że liczba transakcji dokonywanych z wykorzystaniem poufnych informacji (tzw. insider trading) przez lata znacznie się zmniejszyła.
Obrońcy „insider tradingu” argumentują, że, dzięki niemu, rynki może nie są całkiem sprawiedliwe, ale za to stają się bardziej efektywne: lepsze w przewidywaniu wyników i alokacji kapitału. Możliwe, że rozwój technologii wpłynął bardziej na wyrównanie szans, niż na wzrost efektywności.
Kolejna rzecz, która się zmieniła, to popularność pasywnych strategii. Fundusze indeksowe zrobiły oszałamiającą karierę, odkąd w 1975 r. powstały pierwsze z nich.
Powab tych produktów wiąże się z tym, że większość z nas kiepsko sobie radzi z wyborem akcji, a nawet z doborem ludzi, którzy mieliby to robić za nas. Lepiej już kupić po prostu wszystko, co oferuje dany indeks. Ale indeksowanie w żaden sposób nie przyczynia się do poprawy efektywności alokacji kapitału. Fundusze indeksowe bezmyślnie kupują wszystkie akcje, zarówno najbardziej ukochanych, jak i najbardziej znienawidzonych spółek. Nie próbują przewidywać zysków, nie wysyłają sygnałów, by firmy zwiększyły czy zmniejszyły wydatki na badania i rozwój.
W myśl tzw. paradoksu Grossmana-Stiglitza, rynki nigdy nie mogą osiągnąć pełnej efektywności. Czasami wyceny akcji muszą być niewłaściwe, inaczej nikt nie chciałby inwestować, aby je wyrównać. Gdyby wszyscy stosowali indeksowanie, ceny wszystkich akcji byłyby błędne i ktoś mógłby zbić fortunę, gdyby zaczął nagle kupować akcje dobrych spółek, a sprzedawać udziały złych. Gdyby nikt nie stosował podejścia pasywnego – a tak było w latach 60. – ceny byłyby tak właściwie, jak tylko się da, ale trzeba by się przy tym nieźle napracować. Nikt by się nie mógł załapać na przejażdżkę cudzym kosztem.
A zatem, inne wyjaśnienie wyników, które otrzymali Bai, Philippon i Savov, jest takie, że rynki faktycznie stały się lepsze niż w przeszłości, jednak celem rozwoju było ułatwienie indeksowania, a nie ulepszenie metod prognozowania.
Na podst. Why Have Markets Learned Nothing in the Last 50 Years?, Matt Levine, Bloomberg
ul. Kruczkowskiego 6, 00-412 Warszawa
tel. +48 22 55 54 32