Następny wielki cykl wzrostu
Zacytujmy kilka znanych przykładów:
„Nie zauważyliśmy, że jesteśmy w okresie technologicznej stabilizacji” - Tyler Cowen, ekonomista i autor „Wielkiej Stagnacji”.
„Trudna prawda jest taka, że przez następne 25 lat (2013-2038) najprawdopodobniej nie będziemy doświadczać tak dramatycznych zmian w dziedzinie nauki i technologii, jak te które mieliśmy w ostatnim ćwierćwieczu (1987-2012)” — Niall Ferguson, superhistoryk z Harwardu i autor poczytnych książek.
„Żadne zasadnicze innowacje, które mogłyby zmienić strukturę społeczeństwa, nie będą prawdopodobnie wprowadzone… Tak jak inne cywilizacje, osiągnęliśmy technologiczną stabilizację” — Jean Gimpel, historyk technologii.
Jest jedna istotna różnica między tymi trzema poglądami. Pierwsze dwa zaprezentowano w latach 2011 i 2012, a Gimpel swój pogląd przedstawił w książce pt. „Średniowieczne maszyny; rewolucja przemysłowa w wiekach średnich”, opublikowanej w 1975 r. Na okładce wydania z 2003 r. czytamy: „Gimpel nie przewidział boomu cyfrowego w latach 80. i 90. i rozwoju gospodarek postindustrialnych. Niemniej jego przepowiednie mogą być cennym materiałem dla innych historyków”.
Techno-pesymiści mówią: „w przeszłości się myliłem, ale teraz mam rację”.
Długi okres „nieracjonalnego boomu” po latach 80. zawdzięczamy rewolucji technologicznej – nadejściu ery komputerów i internetu. Technologiczne innowacje są kluczem dla dalszej prosperity w Ameryce. W świecie, gdzie zwiększa się liczba ludności, a „gospodarczy tort” nie rośnie, ludzie tracą nadzieję, że wzrost powróci i otrzymają „sprawiedliwy kawałek”.
Cofnijmy się do lat 80., gdy za czasów Cartera Ameryka była pogrążona w recesji. Rynki nieruchomości i pracy były w nieładzie. Perspektywy opuszczającego wyższe uczelnie pokolenia wyżu demograficznego były marne. Na Bliskim Wschodzie, tak jak i teraz, panowało napięcie, a problem energii stał się centralnym tematem publicznej debaty. Większość ludzi sądziła, że innowacje, wprowadzone w poprzednich trzech dekadach, wyczerpały swoje możliwości.
Obawiano się, że Japonia przeskoczy Amerykę, dzięki rozwojowi komputerów, i przejmie naszą gospodarkę. Tytuły w gazetach były podobne do dzisiejszych. Tyle że dziś wieszczą ekspansję chińską.
Boom, który nastąpił po 1980 r. był wynikiem dwu czynników. Przez trzy kadencje administracja rządowa działała na rzecz prywatnego sektora, który został uwolniony w odpowiednim momencie historycznym, kiedy zaczynał się cykl przemysłu informatycznego.
Ludzie, obserwując poprzednie 30 lat, nie dostrzegali nadciągającej fali. Spodziewali się, że zmiany w przemyśle komputerowym będą oznaczać po prostu więcej systemów komputerowych i połączeń.
Od 1950 do 1980 r. świat przeszedł drogę od poczty pneumatycznej i miedzianych kabli do światłowodów i tranzystorów; od kabla transatlantyckiego do geostacjonarnych satelitów. Szybkość przekazu informacji wzrosła 10 mln razy, szybkość komputerów tysiąckrotnie, a koszty spadły 10 tys. razy.
Oprogramowanie przestało być dziedziną omawianą przez matematyków, a stało się ważnym przemysłem, zatrudniającym znaczną grupę pracowników. W 1980 r. żaden bank, uniwersytet, czy znacząca firma nie istniały bez komputera. Weszliśmy w wiek Centralnego Systemu Komputerowego.
Po 1980 r. gospodarka zaczęła się rozwijać dzięki nowym technologiom. Pojawiły się zupełnie nowe branże i innowacyjne usługi. Komputerowe i komunikacyjne technologie rozwijały się w jeszcze większym tempie niż w latach 1950-1980. Szybkość komputerów wzrosła 200 tys. razy, a koszty spadły milion razy. Powstała milion razy szybsza sieć bezprzewodowa, sto razy tańsza.
Gdy chcemy przewidzieć przyszłość, nie zwracajmy się do historyków lub ekonomistów. Peter Drucker, znany ze swych przepowiedni, mawiał, że przewiduje tylko to, co już się stało.
Wchodzimy w nową epokę, dzięki zbieżności trzech transformacji, które już zaszły. Są to: Wielkie Systemy Przetwarzania Danych, Świat Bezprzewodowy i Rewolucja Komputerowa w Produkcji.
Ta ostatnia jest najważniejszą zmianą od czasu, gdy Henry Ford zastosował technologię masowej produkcji. Zautomatyzowano wytwarzanie i sieci dostaw. Ale rewolucja komputerowa w produkcji idzie dalej i głębiej. Obejmuje „trójwymiarowy druk”: dosłownie „drukowanie” części i urządzeń bezpośrednio z komputerowych modeli, przy użyciu laserów, strumienia elektronów i sproszkowanych surowców.
Komputerowe wytwarzanie może stać się branżą wartą biliony dolarów, która doprowadzi do ogromnych zmian w gospodarce. Przemysł nie będzie podążał za tanią siłą roboczą, ale za talentami.
Pesymiści mówią, że to nowa forma automatyzacji, która doprowadzi do zmniejszenia zatrudnienia. Ale jej ostatecznym skutkiem będzie wzrost liczby miejsc pracy, gdyż zwiększenie efektywności będzie prowadzić do wyższej dynamiki gospodarczej.
Milton Friedman, podróżując po Chinach, poczynił kiedyś słynną obserwację. Zobaczył nieprzebrany tłum robotników, którzy, budując tamę, używali łopat. Zapytał oprowadzającego go Chińczyka, dlaczego nie wyposażą ich w sprzęt, którym mogliby szybciej pracować. „Bo wtedy część nie miałaby pracy” – usłyszał. „To wyposażcie ich wszystkich w łyżki” – ironicznie zauważył Friedman.
Obecnie Chiny i USA mają produkcję przemysłową podobnej wielkości. Chiny zatrudniają około 100 mln pracowników, USA ok. 12 mln. Sto lat temu 12 mln Amerykanów pracowało w rolnictwie. Technologia umożliwiła wzrost produkcji rolnej o 600 proc. i dziś na farmach pracują tylko 3 mln osób – około 2 proc. siły roboczej.
Transformacja uwidacznia się w krajowych statystykach. Udział gospodarki, zależnej od ruchu bitów – idei i informacji – jest już większy niż udział gospodarki zależnej od ruchu ludzi i towarów. Transport ludzi i towarów przynosi około 0,5 bln dol., a branża informatyczna - 2 bln.
Przyszłość związana z informacją da pracę nie tylko inżynierom. W swojej ostatniej książce „Nowa geografia zatrudnienia”, ekonomista Enrico Moretti zauważył, że innowacyjna gospodarka daje większy efekt mnożnikowy niż tradycyjny przemysł. Jedno miejsce pracy bezpośrednio w tym sektorze, tworzy kilka miejsc pracy pomocniczej.
Transport towarów zależy od paliwa i ropy naftowej. Przekazywanie informacji wiąże się z elektrycznością. Już teraz przemysł informatyczny zużywa więcej prądu niż wszystkie budynki w USA oraz przemysł metalowy i chemiczny razem wzięte.
Wszystko to sprawia, że można z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Znany dziennikarz ekonomiczny, Robert Samuelson, napisał niedawno: „Dla Amerykanów jest aksjomatem, że każde kolejne pokolenie powinno żyć lepiej niż poprzednie. Ale to nie jest zagwarantowane w konstytucji i nie jestem przekonany, czy dzisiejsi młodzi ludzie będą żyli lepiej niż ich ojcowie. Podoba mi się jednak to, co powiedział John Perry Barlow, współzałożyciel Fundacji Elektronicznego Pogranicza: „Najlepszy sposób wymyślenia przyszłości, to ją przewidzieć””.
Nie możemy przewidzieć, jaka korporacja będzie następnym Apple, ale inwestorzy próbują. Transformacja technologiczna stworzy zupełnie nowe grupy firm, stanowiska pracy i nowy wzrost. Rzecz jasna, potrzebna jest także polityka rządu, sprzyjająca prywatnej przedsiębiorczości.
Na podst. The Next Great Growth Cycle, Mark P. Mills, The American
ul. Kruczkowskiego 6, 00-412 Warszawa
tel. +48 22 55 54 32