Wytępić rentierów za pomocą taniego pieniądza
Spośród czterech najważniejszych banków centralnych rozwiniętego świata, najwyższą stopę procentową narzuca Bank Anglii, a i tak jest to zaledwie 0,5%. W przypadku USA, Wlk. Brytanii i strefy euro, bilanse ich banków centralnych są warte ok. 25% PKB. Co prawda, Fed wygasza zakupy papierów, a Bank Anglii ma zacieśnić politykę, lecz Bank Japonii i EBC zastanawiają się, czy nie będzie konieczne dalsze luzowanie.
Te bezprecedensowe rozwiązania są konieczne, ponieważ świat cierpi na niedobór zagregowanego popytu. Przed kryzysem niedobór ten równoważyły boomy kredytowe. Później doprowadził on do powstania wielkich deficytów fiskalnych. Banki centralne podjęły desperackie próby stabilizacji prywatnych bilansów, naprawienia rynków kredytowych i przywrócenia wzrostu kredytów.
Obniżenie kosztów pożyczania sprawiło, że gigantyczne zadłużenie prywatne i publiczne stało się łatwiejsze do udźwignięcia.
Niższe stopy procentowe znacząco wpłynęły też na dystrybucję przychodu. Według badania McKinsey Global Institute, przesunął się on od wierzycieli, ku dłużnikom. Generalnie, niefinansowe korporacje i rządy zyskały, a straciły firmy ubezpieczeniowe, zakłady emerytalne i gospodarstwa domowe. Banki znalazły się gdzieś po środku.
Rządy zyskały nie tylko dlatego, że płacą niższe oprocentowania. Luzowanie ilościowe umożliwiło im też monetyzację sporej części ich długoterminowego zadłużenia.
W przypadku USA, znaczne obniżenie stóp procentowych odpowiadało za 20% wzrostu zysków korporacji niefinansowych w latach 2007 - 2012. Spadek rentowności zaszkodził za to funduszom emerytalnym, obniżając uzyskiwane przez nie zwroty i zwiększając bieżącą wartość ich przyszłych zobowiązań. Wielu ubezpieczycieli może splajtować.
Jeśli chodzi o gospodarstwa domowe, ważniejsze od zagregowanych są skutki dystrybucyjne. Osoby w wieku 35-44 lat zyskały na odsetkach średnio 1700 dol. w skali roku, a osoby w wieku 75+ straciły 2700 dol. Jako że 10% najbogatszych Amerykanów posiada 90% aktywów finansowych, głównymi poszkodowanymi są stosunkowo zamożni ludzie, którzy żyją z odsetek. Lecz jednocześnie, zyskali oni na wzroście cen obligacji i wzmocnieniu giełdy.
Stosowane rozwiązania, choć przez niektórych krytykowane, są lepsze, niż alternatywa. Keynes nazwał je „eutanazją rentierów". W świecie, w którym istnieje obfitość oszczędności, zwroty powinny być niskie.
Obecnej skłonności do oszczędzania nie równoważy gotowość do inwestowania. Dlatego deficyty fiskalne nadal są wysokie, a oprocentowania bliskie zera.
Jest w tym pewna zagadka. Dlaczego inwestycje prywatne nie są większe, skoro pozafinansowy sektor korporacyjny jest najwyraźniej bardzo zyskowny?
Jednym z wyjaśnień może być wykolejenie mechanizmu motywacji na poziomie zarządzania. Innym - słabość sektora finansowego. Do tego dochodzi jeszcze błędne koło słabego popytu i niechęci do inwestowania. Wielu sądzi, że warto poczekać z inwestycjami, aż sytuacja na świecie się ustabilizuje.
Niskie stopy procentowe nie są mile widziane, zwłaszcza przez ostrożnych rentierów. Jednak ostrożni rentierzy, z ekonomicznego punktu widzenia, nie są już użyteczni. Potrzebni są za to inwestorzy, gotowi podejmować ryzyko. Przy braku tychże, rządy muszą wykorzystać swoje bilanse, aby tworzyć produktywne aktywa. Niestety, na razie nic nie wskazuje na to, aby miały zamiar to robić, więc banki centralne będą zmuszone dalej sięgać po tani pieniądz.
Na podst. Wipe out rentiers with cheap money, Martin Wolf, The Financial Times
ul. Kruczkowskiego 6, 00-412 Warszawa
tel. +48 22 55 54 32