Ta strona używa plików cookies (ciasteczka) w celach statystycznych oraz by zwiększyć komfort korzystania z serwisu.     [x] zamknij
WSPÓLNOTA PROSPERITY REGULAMIN KLUBU O PORTALU KONTAKT

Eurosceptycy znów mają lepsze argumenty

Widać niepokojące podobieństwo między obecną debatą na temat euro, a brytyjską dysputą pod koniec lat 90. Wówczas eurosceptycy wskazywali na niedoskonałości unii walutowej i trafnie przewidywali, że bez unii politycznej euro nie wypali. Choć nie zgadzałem się z ich ogólnymi poglądami, nie mogłem im odmówić logiki i spójności argumentacji. Za to kampania euroentuzjastów była żałosna i sprowadzała się do przekonywania, że ci drudzy przesadzają. A jak to wygląda dziś?

W zeszłym tygodniu 200 ekonomistów podpisało petycję przygotowaną przez profesora Hansa-Wernera Sinna, szefa niemieckiego instytutu Ifo i czołowego eurosceptyka nad Renem. Petycja dotyczyła unii bankowej i tłumaczyła, w jaki sposób doprowadziłaby ona do unii fiskalnej, a więc i dzielenia się gigantycznymi obciążeniami.

 

W odpowiedzi euroentuzjaści napisali swoją petycję, w której argumentowali, że skutki unii bankowej nie będą takie straszne i że wcale nie dojdzie do przeniesienia długów, a Niemcy nie będą musiały spłacać cudzych pożyczek.

 

Stanowisko Sinna, choć się z nim nie zgadzam, jest wewnętrznie spójne. Sprzeciwia się przeniesieniu długów, a zatem akceptuje rozpad strefy euro. Natomiast jego przeciwnicy w tej debacie nie potrafią zająć stanowiska zgodnego z zasadami logiki.

 

Pomysł, że można rozwiązać kryzys euro bez transferu długu jest nonsensowny. System bankowy Niemiec jest silniejszy niż system bankowy Hiszpanii, więc musiałby ponieść straty w wypadku utworzenia unii bankowej. Przy wspólnym zabezpieczeniu depozytów i wspólnym dokapitalizowaniu banków, transfery długów są oczywiste – to samo dzieje się teraz wewnątrz poszczególnych krajów.

 

Niemieccy euroentuzjaści udają pragmatyzm. Odrzucają więc różne niepopularne w lokalnych społeczeństwach pomysły, jak emisja euroobligacji. Popierają również nieskuteczne programy oszczędnościowe do walki z deficytem, a sprzeciwiają się zwiększeniu uprawnień EBC. Jeśli to mają być euroentuzjaści, to jacy muszą być eurosceptycy? Zresztą, żeby było śmieszniej, niektórzy ekonomiści podpisali obie wspomniane petycje.

 

Podobną ofiarą na ołtarzu pragmatyzmu jest propozycja niemieckiej rady doradców ekonomicznych, aby utworzyć tzw. fundusz spłaty długów. Wydaje się ona proeuropejska, ale przy bliższych oględzinach nie ma nic wspólnego z rozwiązaniem kryzysu. Fundusz spłaty miałby uwspólnić jakąś część zadłużenia każdego z państw, w zamian za emisję euroobligacji. Jednak ten dług po jakimś czasie ma zostać spłacony, żeby emisja mogła wygasnąć. Może by to zadziałało, gdybyśmy mówili o stosunkowo małych sumach, ale nadwyżka kredytowa Włoch wynosi ok. biliona euro. Założenie, że Rzym spłaci taką kwotę w ciągu 25 lat, to szaleństwo.

 

Krótko mówiąc, współcześni euroentuzjaści nie potrafią obronić swojego stanowiska i zaproponować sensownych rozwiązań w sprawie kryzysu. Z niechęcia przyznaję, że grupa profesora Sinna przedstawia bardziej spójne intelektualnie argumenty, niż grupa, której zasadnicze cele popieram.

 

 

Na podst. The eurosceptics have the best lines again, Wolfgang Munchau, The Financial Times

Wspólnota Prosperity Regulamin O portalu Kontakt
memes.pl S.A.
ul. Kruczkowskiego 6, 00-412 Warszawa
tel. +48 22 55 54 32

Polityka prywatności